niedziela, 4 lipca 2010

Pruszków- " W osadzie starożytych hutników"

Wróciłem... Starałem się zmusić do napisania jakiejkolwiek wiadomości w trakcie trwania tej imprezy, ale primo nie miałem zbytnio skąd, po drugie primo nie miałem sił. Nic to, dzięki temu ten opis będzie pełniejszy,pisany bardziej "na chłodno"...

Jeśli miałbym w jednym zdaniu podsumować imprezę to bym to zrobił. Na szczęście nie muszę ograniczać się jednym zdaniem tak więc postaram opisać się wszystko. Zróbcie sobie kawkę, zapalcie papieroska- to będzie długi wpis... Jedziemy!

PRZED IMPREZĄ

Przygotowania przed imprezą jak to zwykle pośpieszne, wiele rzeczy robionych na kolanie prawie. Jednak dzięki szeregom mejli wysłanych na linii Pruszków-Rzeszów wszystko nabierało kształtu pod względem organizacyjnym. Pod względem logistycznym też jakby łatwiej- jechałem tylko z Grześkiem, nie mieliśmy uzbrojenia, które tym razem zamieniliśmy na szereg narzędzi budowlanych. Przesiadka w Krakowie i warszawie zachodniej , gdzie porzucamy InterRegio na rzecz SKM. Po ok. 6h znaleźliśmy się na miejscu, gdzie po zakwaterowaniu w pobliskim hotelu, udaliśmy się w poszukiwaniu płynów i suchego prowiantu (vide "Bar u Andrzeja" i "Alma". Jeżeli będziecie w Pruszkowie to NIE polecam tego baru, niedaleko jest restauracja "Kapadocya", ponoć mają dobre wina). Mniej lub bardziej posileni wróciliśmy do hotelu.
Pobudka po godzinie 07.00, zbieramy swoje graty i udajemy się do Muzeum na śniadanie (robic tak będziemy już do końca imprezy, czego już nie będę opisywał dalej. Tutaj natomiast dziękujemy osobom które te śniadania nam przygotowywały;) ). Posileni, przebrani, poszliśmy na miejsce warsztatów. Tam czekały na Nas materiały, a już po chwili przybyły również dzieciaki. Tak więc, chcemy tego czy nie...

ZACZYNA SIĘ IMPREZA

Dzieciaki przybyły ze śpiewem na ustach i wdziankach widocznych na zdjęciach. Choć część nich spotkałem na zeszłorocznej edycji tej imprezy, obawiałem się tego co miało nastąpić. Wszak czym innym jest tłuczenie się mieczami przy "ochach" i "achach", a czym innym jest prowadzenie zajęć warsztatowych. Jakby mało tego, pierwszy dzień był dniem "wykładowym"...


Pierwsza grupa. Druga grupa. Trzecia grupa. Ogniki. Hutnicy. Kowale. Zajęcia prowadzone- ja gadam,a w międzyczasie Grzesiek stawia konstrukcje słupową chaty. między zajęciami staram się pomóc Grześkowi, przy czym lepiej wychodzi mi rozmowa z opiekunami grup. Wykłady zakończone, słupy stoją- pora wiec udać się do hotelu, gdzie padamy na łóżka nie mając siły nawet dobrze się napić...
dzień drugi- dzieciaki poznają narzędzia. Zarówno ich historię jak i praktyczne zastosowanie. nie musze chyba wspominać,że większe zainteresowanie budzi praktyka. szybkie szkolenie BHP i siekiery, ciosła, świdry i cała reszta trafiły w spocone z podekscytowania rączki. Nie wiem jak to zrobiliśmy, ale wszystkie dzieci przeżyły. Mało tego, żadne z nich nie zgłosiło brakujących palców czy kończyn! Pełen sukces, tak więc do hotelu udajemy się z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. I choć musieliśmy posiedziec ciut dłużej ze względu na obsówę w budowie dachu, raźnym krokiem zmierzamy do Almy po zakupy na wieczór.
Dzień trzeci- tego dnia nie było już wykładów, dzieciaki same wyplatały ściany domu. Jak im to wyszło? Zobaczcie sami...Mnie szczęka opadła. Toż to przyszłość Naszego narodu;)



Wieczorem dojechały dziewczyny, które kolejnego dnia, w piątek, miały zajmować się kuchnią.
czwarty dzień- zakończenie imprezy. tego dnia dzieciaki kończyły budowę domu poprzez wylepianie ścian gliną. Kupa zabawy, śmiechu i mycia się po... O 14.30 dzieciaki i my schodzimy z terenu warsztatów, aby za kilka godzin tam wrócić. Gdy wracamy na zakończenie, to już trwało ok kilku minut- później dzieciaki miały występ teatralny, rozdanie dyplomów ect. W międzyczasie kuchnia naszych dziewczyn pracowała na naprawdę wysokich obrotach. Jedzenie- darmowe i niezwykle smaczne- robiło furorę wśród wygłodzonych rodziców i gości. I dopiero brak jedzenia skłonił ich do wyjścia, grubo po 21.00...

w tym momencie zakończę opowieść, aby wrócić do niej na dniach...
Wtedy też opiszę nocną integrację, podsumuję wyjazd i podziękuje organizatorom.
Teraz jednak dziękuje Nadine i Hendrik'owi za zdjęcia.

THX NADINE AND HENDRIK FOR PHOTOS!

2 komentarze:

  1. Jarku, prawdziwy mężczyzna musi zasadzić dąb, wybudować "chatę":P oraz spłodzić syna...
    Chata stoi, więc teraz czas na syna:P Do dzieła :D

    OdpowiedzUsuń
  2. póki co zajmę się tym dębem ;)

    OdpowiedzUsuń