poniedziałek, 31 stycznia 2011

Głobikowa - Stobierna 28-30 stycznia 2011

Witam serdecznie! Weekend minął, pora wrócić do roboty...i opisać to co działo się od piątku do niedzieli. A działo się naprawdę dużo. Jak pisałem wcześniej, dostaliśmy zaproszenie na imprezę organizowaną przez wczesnośredniowieczną drużynę "Czarny sokół". Impreza ta, mająca miejsce w sobotę i niedzielę była okazją również do krótkiego zimowego marszu i obozowania w lesie. Tak więc zebraliśmy się w piątek- ja, Iza, Teodor, Bartek i Adrian, po to, aby pojechać do Głobikowej (która stała się już chyba naszą stałą bazą wypadową) i tam po zaszyciu się w lesie wypróbować dwa antyczne przepisy... Jakie przepisy? Tego dowiecie się z relacji Teodora :)



Do Dębicy, z której wyruszaliśmy, dojechaliśmy z Adrianem przed 11:00 w piątek. Jarek z Izą i Bartkiem już na nas czekali. Około 13:00 wszyscy znaleźliśmy się już w Rozdzielni Wiatrów w Głobikowej. Po szybkim oporządzeniu się i odstawieniu niehistorycznych sprzętów ruszyliśmy w plener. Spacer nie był długi, ale w prawdziwie zimowych warunkach. Śnieg po pół łydki. Po znalezieniu w zagajniku osłoniętego miejsca przygotowaliśmy postój. Nazbieraliśmy drew, materiału na rozpałkę i rozpaliliśmy ogień. Nie bez trudu, gdyż przy zmiennych temperaturach, roztopach i zamarzaniu nawet drewno z wyższych gałęzi było bardzo mokre. Udało się jednak. Przygotowaliśmy następnie strawę - smażona na głębokim tłuszczu w garze wołowina i wieprzowina, do nich dodane mięso z łososia i jeden duży por. Wszystko zalane zostało białym winem. Doprawiliśmy nasze danie bazylią i pieprzem. Smak oryginalny, trochę dziwny, ale w sumie potrawa smaczna - i historyczna. Jako drugą w mniejszym kociołku przygotowaliśmy małże gotowane z czosnkiem w białym winie. Także coś nowego w jadłospisie i całkiem niezłe. Po zakończeniu naszej "uczty" wróciliśmy na noc do rozdzielni wiatrów. Tam spędziliśmy noc, a dziwne zasypiając koło 21:00.


Następnego ranka wstaliśmy po 6:00, o 7:00 już spakowani na drogę czekaliśmy na samochód organizatorów, którym mieli zabrać nasz sprzęty niehistoryczne. Pojawili się dość szybko i zabrali cały transport, a my ruszyliśmy w drogę. Na miejsce imprezy w Stobiernej, organizowanej przez grupę Czarny Sokół http://czarnysokol.pl/ dotarliśmy koło 12:00 , gdzie spotkaliśmy się z Grześkiem z Terra Ferraty, i dość szybko musieliśmy się przyodziać w pełny rynsztunek bojowy by wyruszyć w teren. Po krótkim acz wyczerpującym marszu dotarliśmy na wzgórze, na którym odbyły się walki. Było to ciekawe doświadczenie, gdyż w wyposażeniu starożytnym potykaliśmy się z wojami wczesnośredniowiecznymi - byliśmy jedynymi wojownikami z innego niż oni okresu. Po intensywnych i bardzo towarzyskich walkach wróciliśmy do szkoły, w której byliśmy rozłożeni. Tam poczekaliśmy na wieczorną biesiadę. Przy dobrych trunkach i w doskonałym towarzystwie czas minął szybko. Zawiązaliśmy bardzo wiele nowych znajomości i odświeżyliśmy starsze. Organizatorzy zapewnili także rozrywki podczas samej uczty - która była wyśmienita. Konkursy jedzenia jaj na czas (ze skorupkami ;D ) i bicia się z zawiązanymi oczyma były bardzo zabawne. W tym ostatnim nasz Jarek zajął pierwsze miejsce! Zabawa trwała do późnej nocy.Następnego dnia obudziliśmy się bardzo wcześnie. Spakowaliśmy się, i po zjedzeniu wyśmienitego śniadania składającego się z żurku ze smażoną kiełbasą i jajkiem oraz wkładu na kanapki, zostaliśmy odwiezieni na dworzec PKP do Dębicy. Stamtąd z Adrianem odjechaliśmy do Warszawy, zostawiając na miejscu Jarka z Izą. Bartek wraz Grześkiem wcześniej zostali odwiezieni do Rzeszowa.
Tak zakończył się bardzo udany wyjazd i wspaniała przygoda w wyborowym towarzystwie.
Chciałbym za wszystko podziękować organizatorom, Drużynie Czarny Sokół, a szczególnie Radowanowi który stał sięmoją "muzą" Razz po tym wyjeździe.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za wspólną zabawę.
Naszym gratuluję udanego udziału w pierwszej imprezie w tym roku, doskonałego zaprezentowania się podczas walk i świetnej zabawy podczas biesiady. Oby więcej takich wyjazdów!




Tak- wygrałem konkurs prania się po mordach... Trofeum okazał się wczesnośredniowieczny sierp :)

Cóż mogę dodać do opisu Teodora? Może wyjaśnię dlaczego Głobikowa stałą się naszą bazą wypadową. Otóż powodów jest kilka- pierwszy to wspaniałe warunki terenowe: piękne lasy, liczne wzniesienia, wąwozy, strumienie- idealne miejsce na wędrówki. Powód drugi: świetne zaplecze jakim jest Rozdzielnia Wiatrów- schronisko o bardzo wysokim standardzie i przystępnych cenach. Powód trzeci: opiekun schroniska, mój wieloletni kolega Grzegorz Wadas, który zawsze dba o nasze wygody oraz wspaniałą atmosferę.


Pragnę podziękować wszystkim tym, dzięki którym ta impreza mogła się odbyć, oraz tym, którzy swoją obecnością uświetnili ten wyjazd.

Hail,
Włodek

2 komentarze:

  1. Jarku, jesteś najlepszy w praniu się po mordach! Jeszcze raz gratuluję! Mnie nawet jedzenie jajek ze skorupkami nie wyszło :(
    Mam nadzieję, że kolejny marsz da się rozszerzyć na więcej osób, ale to już zależy od chęci.

    Teodor

    OdpowiedzUsuń
  2. Od Radowan:

    Hehehe Teodorze nie wiedziałem że "stanę muzą"... w chwili obecnej zaczynam się obawiać o swoją cnotę i inne przymioty w związku z taką deklaracją...

    Bardzo Wam dziękujemy za przybycie! :-) Mam nadzieję, że jak najszybciej się spotkamy znów.

    I ZAJEBISTY POMYSŁ Z BLOGIEM!!! Gratulacje! Nie zarzućcie jego pisania!

    PS. Co to do kury nędzy jest "siętwa"?

    OdpowiedzUsuń